Udało się!
Zapakowawszy samochód po dach (głównie makaronem) TurKoło pojechało do Rumunii.
A tam - same góry! Najpierw przemierzaliśmy wąwozy, ponory i aveny w górach Bihor. Dzicz tam i pustka, ludzi niewiele, a szlaki piękne i strome. Potem zmierzyliśmy się z Transylwanią, gdzie wampirów dawno już nie ma i gdzie przekonaliśmy się, że choć odwiedzaliśmy naszych południowych sąsiadów, pamiatki i tak będą z Chin. Za następnym zakrętem czekały już na nas Góry Fogaraskie, o szczytach chmur sięgajacych. Mgły wypływały z jeziora o mrocznej wodzie, co dawało początek wodospadom, spływającym po skałach setki metrów niżej.
W górach Huszmusz zbieraliśmy kwiaty, podążaliśmy po tropach niedźwiedzia i podziwialiśmy białe ściany wąwozu Bicaz i rude wody Czerwonego Jeziora. Wreszcie przejechawszy góry Maramureszu, wędrowaliśmy wśród łagodnych pagórków Bukowiny, podziwiając malowane monastery i najweselszy cmentarz na świecie.
Marzymy juz o nowej wyprawie - kierunek: MORZE WATTÓW!